Laurens Stephanie - Jak usidlić kawalera - (03. Rodzina Lesterów) (pdf) - plik 'Cykl: Rodzina Lesterów > LAURENS STEPHANIE'. Inne dokumenty: Cykl: Rodzina Lesterów, LAURENS STEPHANIE, L, 3. Ebooki według alfabetu, kufajka Kawalerka to jednocześnie zbawienie, jak i wiele kłopotu. Fakt, sprząta się ją szybko, a mycie podłóg zajmuje jedynie kilka minut. Większy problem niestety jest z rozstawieniem mebli, a także dekoracjami. Na jakie rozwiązania się zdecydować? Co będzie nie tylko ładne, ale także i funkcjonalne? Podpowiadamy! Jak urządzić kawalerkę? Mała przestrzeń a dodatki do domu Wiele zależy od metrażu, a także układu twojej kawalerki. W przypadku aneksu kuchennego przestrzeń będzie wyglądać na większą, jednak konieczny jest porządek w kuchni.
#rozmowyprzyświątecznymstole #wigilijnerozmowy #wigiliaJak przetrwać przy wigilijnym stole?Ten rok jest naprawdę ciężki dla większości z nas. Po co dokładać
Autor: Marcin Czechowicz Kawalerka jest z reguły dość małą przestrzenią, dlatego zadbajmy o jak najlepsze doświetlenie jej dziennym światłem. Zastanawiasz się, jak urządzić kawalerkę? Zobacz zdjęcia, które mogą być dla Ciebie inspiracją na ładną aranżację kawalerki! Małe mieszkanie też może być nowoczesne i funkcjonalne. Podpowiadamy, jak urządzić kawalerkę. Spis treściJak urządzić kawalerkę: najważniejsze zasadyJak urządzić kawalerkę z kuchnią w salonie?Jak urządzić kawalerkę z osobną kuchnią?Jak urządzić kawalerkę: światło i koloryJak urządzić kawalerkę: otwarta przestrzeńAranżacja kawalerki - zobacz galerie zdjęć Jak urządzić kawalerkę: zobacz pomysły na to najmniejsze z mieszkań. Często wystarczy sprytna przebudowa ścian i dobrze wykorzystana przestrzeń, by polubić wnętrza kawalerki. W galerii obejrzyjcie pomysły i przykłady kolorowych kawalerek. Ich aranżacje obalają zasadę, że kawalerka musi być tylko w jasnych kolorach. Nasze kawalerki są wielobarwne, a za pomocą intensywnych kolorów ścian udało się świetnie wydzielić poszczególne strefy w małym mieszkaniu. Gdy zastanawiamy się, jak urządzić kawalerkę, powinniśmy wziąć pod uwagę przede wszystkim projekt pomieszczenia. Ważną kwestią jest, czy kawalerka ma oddzielny salon i kuchnię – wówczas możemy rozpocząć właściwe urządzanie kawalerki. Jak urządzić kawalerkę: najważniejsze zasady Kto ma choć małe własne mieszkanie, może mówić o szczęściu. Ale często nie wiemy, jak je urządzić. Jak kawalerka ma pomieścić nasz cały świat? Najczęściej kawalerka to mała kuchnia (lub aneks kuchenny we wnęce), mała łazienka i jeden pokój. Jak rozplanować wnętrze kawalerki, w którym ma znaleźć się cała reszta niezbędnych funkcji? Aby maleńka powierzchnia kawalerki była funkcjonalna i wyglądała nowocześnie, musimy ograniczyć do niezbędnego minimum liczbę mebli. Wybierając meble do kawalerki, pamiętajmy, że powinny mieć proste kształty i lekką formę. Kolorystykę ścian, obić mebli i zasłon można utrzymać w jasnej tonacji. Ale warto wybrać jeden mocniejszy kolor do wnętrza kawalerki, który nada styl całemu mieszkaniu. Kontrast dobrze zadziała w aranżacji kawalerki. Mając na uwadze, że małe mieszkanie potrzebuje wielu schowków, warto podczas urządzania kawalerki wykorzystać każdy kąt. Najlepiej sprawdzą się meble i zabudowy robione na zamówienie. Dzięki nim można było ograniczyć liczbę mebli wolnostojących do minimum. Jak urządzić kawalerkę z kuchnią w salonie? Kawalerka, w której salon łączy się z kuchnią, podlega trochę innym kryteriom, gdy zastanawiamy się, jak urządzić kawalerkę. Przede wszystkim postarajmy się, aby wydzielić i zachować strefy w kawalerce – strefę kuchenną oraz strefę relaksu i wypoczynku w salonie. Możemy się zdecydować na całkowicie otwartą kuchnię na salon lub oddzielić ją wyspą albo częściową ścianką. Aranżacja kuchni otwartej na salon w kawalerce powinna być spójna z aranżacją salonu – kolorystycznie i stylowo. Polecamy: Niebieskie ściany w salonie: 10 pomysłów na nowoczesny salon. PORADY i ZDJĘCIA>> Jak urządzić kawalerkę z osobną kuchnią? W kawalerce z kuchnią oddzielną możemy pozwolić sobie na lepsze wydzielenie w salonie strefy odpoczynku – czyli niewielkiej sypialni i strefy aktywności. Możemy je wydzielić, stawiając niewielkie przepierzenie, jak np. parawan, lub spróbować oddzielić strefy przez właściwe ustawienie mebli – na przykład ustawiając sofę tyłem do małej sypialni. Podobnie możemy wydzielić strefę do pracy. Sprawdź: Jak urządzić mały pokój? Pomysł na ładny mały pokój dzienny - GALERIA >> Jak urządzić kawalerkę: światło i kolory Gdy urządzamy kawalerkę, zwykle mamy do dyspozycji niewielkie wnętrze. Pamiętajmy więc, że jasne kolory – zarówno ścian, jak i mebli – mogą optycznie powiększyć małe mieszkanie. Istotna jest także kwestia okien i doświetlenia podczas aranżacji kawalerki. W jasnej kawalerce możemy pokusić się o ciemniejsze kolory w aranżacji wnętrza, w ciemnej – lepiej nie ryzykować z ciemnymi barwami. Zobacz też: Rozwiązania dla małych mieszkań: SALON Z ANEKSEM KUCHENNYM. Piękne projekty ZDJĘCIA>> Jak urządzić kawalerkę: otwarta przestrzeń Realizacja kawalerki według projektu architektonicznego autorstwa Małgorzaty Grygiel i Justyny Smolec, w aranżacji Bartosza Sobieckiego, udowadnia, że kawalerka wcale nie musi być ciasną, zagraconą przestrzenią – wręcz przeciwnie. By uzyskać poczucie większej przestrzeni w małym mieszkaniu, najlepiej jest zrezygnować z wszelkiego rodzaju ścianek przepierzeń (ścianek działowych, ekranów czy parawanów) – dzięki takiemu rozwiązaniu kawalerka staje się otwarta i przejrzysta. Dodatkowo wrażenie przestronności wzmagają jednolite białe ściany i meble, które optycznie powiększają mieszkanie. By uniknąć aranżacyjnej nudy, warto wprowadzić dwa dodatkowe kolory, np. brązowy i pomarańczowy. Dzięki pasującym do ścian brązowo-pomarańczowym dodatkom i drewnianej podłodze wszechobecna biel zostanie przełamana, a mieszkanie zyska na przytulności. Aranżacja kawalerki - zobacz galerie zdjęć Zajrzyj do naszych galerii - podsuwamy pomysły na aranżację kawalerki. Szukasz inspiracji, jak urządzić kawalerkę? Udowadaniamy, że kawalerka w bloku może być nowoczesna i ładna. Autor: Krzysztof Zasuwik Autor: W salonie udało się wygospodarować miejsce na stół jadalniany. Autor: martynamidel Industrialne wnętrze. Mieszkanie urządzone jak loft

Nyx to uroczy, czarny kocurek. Jak na młodego kociego kawalera przystało, jest bardzo ciekawski i skory do zabawy, uwielbia zabawy pluszową myszką. Widząc człowieka próbuje zwrócić na siebie uwagę na różne sposoby: nawołuje, łasi się i zaczepia łapką - wszystko po to, żeby ktoś pogłaskał i pobawił się z nim choć przez

Przy wchodzeniu w dorosłość i stawianiu pierwszych kroków ku stabilizacji, zaczynamy szukać własnego „M”. Często jeszcze bez zobowiązań i planów, decydujemy się na wybór kawalerki jako pierwszej, całkowicie swojej przestrzeni. Jak urządzić ją praktycznie i oryginalnie, jeśli ogranicza nas metraż? Mało miejsca i dużo pomysłów Mieszkanie dla singla to najczęściej niewielka przestrzeń, na której musi zmieścić się dosłownie wszystko. Polskie budownictwo stawia przede wszystkim na otwarte pomieszczenia, w których znajduje się jednocześnie kuchnia, salon i sypialnia. Takie rozwiązanie rzadko spotyka się z entuzjazmem, zwłaszcza wśród wielbicieli oryginalnych wnętrz wypełnionych ulubionymi dodatkami. Czy można uniknąć dekoracyjnego chaosu, a przy tym urządzić kawalerkę nietuzinkowo i z pomysłem? Okazuje się, że tak. -Wbrew pozorom, w przypadku kawalerki dobrym rozwiązaniem, zarówno estetycznym jak i funkcjonalnym, jest połączenie kuchni i salonu w całość. W takim układzie wnętrze zyskuje więcej przestrzeni i staje się bardziej przestronne. Warto wydzielić w czytelny sposób strefy: kuchenną i wypoczynkową, czyli salon. W przypadku, kiedy nie mamy możliwości oddzielenia kuchni, np. wyspą lub barkiem, możemy to zrobić symbolicznie, wykorzystując naturalną wnękę lub uskok, różnicę faktur i kolorystykę ścian. Dobrze jest wtedy skupić się na charakterze aranżacji przede wszystkim w części wypoczynkowej, w której możemy stworzyć klimat za pomocą ciekawych mebli i dodatków. Możemy wykorzystać różnego rodzaju kolorowe poduchy oraz dekoracje ścienne takie jak naklejki, plakaty, tapety. Kuchnia jest wtedy neutralnym tłem pomieszczenia, które subtelnie dopełnia pozostałe elementy wnętrza, nie dominując w nim – mówi Wioleta Gawrońska z pracowni Inside Story, współpracującej z platformą Przede wszystkim funkcjonalność Kiedy metraż mieszkania ogranicza pole do dekoratorskiego popisu, najważniejszym czynnikiem staje się jego funkcjonalność. Mając niewiele miejsca można dostrzec, jak przydatne staje się wnętrzarskie „2 w 1”. Wiele z elementów wyposażenia mieszkania z łatwością może pełnić podwójną rolę, i wcale nie chodzi tu o rozkładaną sofę. Warto postawić na niecodzienne, być może nieoczywiste rozwiązania, które nie tylko maksymalnie wykorzystają przestrzeń, ale będą także elementem dekoracyjnym pomieszczenia. Jak to zrobić? -Moim zdaniem, najlepszym sposobem, by nie zagracić pokoju, są meble wielofunkcyjne – tak jak sfotografowana zabudowa kuchenna w prezentowanej kawalerce. Mając tak niewielkie wnętrze trzeba je zaprojektować w przemyślany sposób, bo dokładanie w przyszłości kolejnych elementów może być po prostu niemożliwe ze względu na brak miejsca. Podstawą jest, jak zawsze, projekt. Projektując meble staram się zawsze projektować je tak, żeby były same w sobie elementem dekoracyjnym. Dla przykładu regał będący elementem wyspy już sam w sobie, zapełniony książkami i innymi drobiazgami będzie stanowił atrakcyjną formę. Wyraźny rysunek półek zawsze narzuci w takim miejscu porządek. W tym, jak i innych moich projektach kluczem do sukcesu są neutralne rozwiązania, wybór neutralnej kolorystyki wnętrza, które możemy dowolnie zmieniać jedynie za pomocą kolorowych dodatków – wyjaśnia Monika Golec z pracowni współpracującej z Mieszkanie dla singla jest wnętrzarskim wyzwaniem. Niełatwo jest pogodzić wielość pomysłów i małą przestrzeń. Jest to jednak możliwe, o ile nie zapomnimy, że funkcjonalne wcale nie znaczy nudne i proste. O to platforma społecznościowa dla pasjonatów urządzania wnętrz. Swoje prace umieszczają na niej wyłącznie polscy architekci i dekoratorzy oraz inni specjaliści z branży – wykonawcy, usługodawcy, media wnętrzarskie i sklepy. Każdy z prawie miliona zamieszczonych projektów z domowymi inspiracjami można zapisać w specjalnie do tego stworzonym folderze – Ideabooku. Interaktywne niebieskie metki oznaczają możliwość bezpośredniego zakupu w sklepie internetowym produktów nimi oznaczonych.
2 lata temu nagrywałem taki poradnik przez ten czas Project Era bardzo się rozwinął wiele rzeczy się zmieniło, więc postanowiłem, że nagram ten poradnik jesz Syndrom Piotrusia Pana - mężczyzna nim dotknięty nie dorasta nigdy. Mimo że dla większości z nas dzieciństwo trwa 10, 12 lat, dla niego – całe życie. Jak to możliwe? Zobacz, co powoduje, że niektórzy pozostają wiecznymi chłopcami i jak może wyglądać związek z mężczyzną z syndromem Piotrusia Pana. Związek w "wiecznych chłopcem" może być bardzo ekscytujący, ale nie zawsze uda się go utrzymać. Spis treściJak żyć z osobą z syndromem Piotrusia Pana?Kryzys w związku z Piotrusiem Panem - narodziny dzieckaJakim partnerem będzie wieczny chłopiec?Pomóż dorosnąć osobie z syndromem Piotrusia PanaPrzyczyny syndromu Piotrusia Pana Syndrom Piotrusia Pana wziął swoją nazwę od bohatera książki Jamesa Matthew Barriego. Piotruś Pan uciekł z realnego świata do Nibylandii – krainy, w której mógł pozostać wiecznym chłopcem. Współczesny mężczyzna z syndromem Piotrusia Pana nie szuka obcych krain. Jedyne, przed czym ucieka, to dojrzałość. Choć Piotruś kojarzy nam się z chłopcem, wcale nie musi być mężczyzną. Okazuje się, że syndrom Piotrusia Pana dotyka także kobiet. Niezależnie od płci łączy je jedno – z Piotrusiem można się dobrze bawić, ale polegać na nim nie można. Nie zapłaci na czas rachunków, nie zadba o pełną lodówkę, zapomni wyprowadzić psa czy iść z nim na szczepienia. Dzieci położy do łóżka bez kąpieli, ze sklepu przyniesie zupełnie nie to, co potrzebne. Nie pójdzie na wywiadówkę, nie odbierze butów od szewca, nie dopilnuje przeglądu samochodu. Bo Piotruś Pan, niezależnie od płci, tylko bawi się w dorosłe życie. A kiedy mu przypomnisz, że ma obowiązki, jeszcze się na ciebie obrazi. Jest zainteresowany tylko tym, co lubi. Tak, jak w dzieciństwie nie musiał jeść szpinaku, bo mu nie smakował, tak w dorosłości nie będzie robić tego, na co nie ma ochoty. Nie robi nikomu na złość, on po prostu taki jest. – Ale nie jest prawdą, że osoba z syndromem Piotrusia Pana, unikając odpowiedzialności, nie wchodzi w związki – wyjaśnia Katarzyna Platowska, psycholog. Związek, małżeństwo to odpowiedzialność z punktu widzenia dorosłego człowieka. Z punktu widzenia Piotrusia to wspaniała zabawa i może zdecydować się na ślub pochopnie, zbyt szybko. Ale czy małżeństwo z nim może być udane? Czytaj też: Mężczyźni, którzy zdradzają - przyczyny męskiej skłonności do romansowania Jak żyć z osobą z syndromem Piotrusia Pana? Związek z wiecznym chłopcem (dziewczynką) może być satysfakcjonujący dla obojga partnerów. Tak jest w przypadku Małgosi i Jarka. Odpowiedzialny Jarek doskonale się odnajduje w roli "hodowcy" Gosieńki: bezradnej i całkowicie zdanej na niego. Kiedy się okazało, że ona nie potrafi nawet otworzyć puszki sardynek, poczuł, że jego kobietka bez niego nie da sobie rady. Ze wzruszeniem wziął ją w ramiona i szepnął: "Zawsze będę przy tobie". I przez wiele lat ich związek funkcjonował doskonale. Gosia nie radziła sobie ze sprzątaniem domu – Jarek zatrudnił kobietę do pomocy. Gosia nie umiała gotować – Jarek znalazł kogoś, kto zdjął z niej ten obowiązek. On zarabiał pieniądze i dbał, by jej niczego nie brakowało, a ona go uwielbiała i podziwiała. Sprawiała, że czuł się silny. Prawdziwie męski. I bardzo, bardzo potrzebny. Udany był także związek Judyty z Bartkiem. Nie mieli dzieci, więc Judyta wszystkie swoje opiekuńcze uczucia przelewała na męża. To ona dbała o codzienne "praktykalia" w rodzaju gotowania, sprzątania, robienia zakupów. I by mąż miał wszystko, czego trzeba. Pilnowała terminowego płacenia rachunków, napełniała bak w samochodzie, patrzyła na ręce fachowcom remontującym łazienkę. Piotruś Pan, niezależnie od wieku pozostaje dzieckiem: uroczym, beztroskim, nieodpowiedzialnym. Bartek zapominał stawić się na umówionej przez żonę wizycie u dentysty, całe wieczory spędzał w internecie i grymasił, kiedy twierdziła, że nie stać ich na wakacje w Grecji. Ale byli szczęśliwi. On – bo ktoś o niego dbał, nie stawiając wymagań. Ona – bo miała kogo kochać i dla kogo robić codziennie świeże, zdrowe surówki. A kiedy spotkają się dwie osoby z syndromem Piotrusia Pana – w wersji żeńskiej i męskiej? Na początku też jest cudownie. Będą się uwielbiać, będą się karmić łyżeczkami i świetnie bawić. Ale w końcu dookoła zrobi się bałagan i ktoś będzie musiał zacząć sprzątać. Rasowy Piotruś nie weźmie miotły do ręki – chyba że ze sprzątania uczyni zabawę. Ale jak długo można bawić się miotłą? Dlatego takie mariaże są z reguły burzliwe i krótkotrwałe. Kryzys w związku z Piotrusiem Panem - narodziny dziecka Pojawienie się dziecka to jeden z najtrudniejszych momentów dla osoby z syndromem Piotrusia Pana. Wszystko jedno, czy nosi spodnie, czy spódnicę – potomstwo oznacza koniec dzieciństwa, a na to Piotruś nie zgodzi się bez walki. Mężczyzna, który pojął za żonę Piotrusia, jest gotów się nią opiekować. Jest nawet gotów opiekować się całą rodziną – w końcu przejęcie odpowiedzialności za dzieci to coś, na co czekał. I będzie z tego powodu dumny jak paw. Czytaj też: Poczucie odpowiedzialności za cały świat - jak sobie z nim poradzić? Niestety, do czasu… Bo kiedy się okaże, że wszystkie obowiązki związane z dzieckiem spadną na niego – zmienianie pieluszek, wstawanie w nocy, karmienie, zabawianie płaczącego malucha – może się poczuć zmęczony. Fizycznie – bo nie dosypia, a pracować musi. Psychicznie – bo rola jedynego dorosłego w rodzinie to ciężki kawałek chleba. I może się okazać, że pan domu ucieknie do koleżanki z pracy, która rozumie jego zmęczenie i oferuje mu chwilę odpoczynku. I nie powstrzyma go przed tym nawet poczucie winy, że zostawia dwie bezradne istoty, by jakoś sobie radziły. Przecież przynajmniej jedna z nich jest – według metryki – dorosła… – Taki związek mogą uratować rodzice dziewczyny-Piotrusia – uważa Katarzyna Platowska. – Czasem zaczynają po latach dostrzegać, jakie popełnili błędy, wychowując córkę. I mają wyrzuty sumienia. W trudnym momencie, jakim jest pojawienie się dziecka, mogą pomóc zaganianemu zięciowi, zdejmując z niego część obowiązków. A co się dzieje, jeśli dziecko pojawia się w związku kobiety dojrzałej i mężczyzny z syndromem Piotrusia Pana? Opieka nad wszystkimi spadnie na kobietę. Czy mąż jej pomoże? Niewykluczone, ale tylko wtedy, gdy żona tak przedstawi mu rodzicielstwo, że będzie wyglądało na świetną zabawę. Z reguły kobieta zajmuje się praktyczną stroną życia, a tatuś zostaje kumplem malucha. Pod niektórymi względami Piotruś może być wspaniałym ojcem lub matką. Pociechy uwielbiają rodzica, który potrafi spędzić z nimi kilka godzin pod stołem, bawiąc się w Indian czy kosmitów i sypiąc pomysłami jak z rękawa. Ale do czasu. Kiedy dzieci zaczynają dorastać, stopniowo tracą szacunek dla rodzica z syndromem Piotrusia Pana – ostrzega psycholog. – Zaczynają uważać go (ją) za błazna. Bo dzieci wbrew pozorom wcale nie oczekują od rodzica, że będzie kumplem, tylko że będzie właśnie mamą czy tatą. Oczekują, że będzie wyznaczał granice, które będzie można przekraczać, badać, szanować. Czytaj też: Kryzys w związku - jak go pokonać i odnowić więź z partnerem? Piotruś Pan to barwny motyl, dusza towarzystwa Piotruś to postać kolorowa, nęcąca, bardzo atrakcyjna. Przy jego pomysłach ludzie odpoczywają, bo są świeże, niesztampowe i nieskażone słowem "muszę". Fajnie jest gdzieś z Piotrusiem wyskoczyć, bo jest dyspozycyjny, obowiązki nie "ciągną go w dół". Okres zakochania jest po prostu wspaniały. "Najpiękniejszy czas w życiu" – tak będzie wspominać przez lata wybranka zakochanego Piotrusia. Sielanka kończy się wtedy, gdy pojawią się obowiązki. Jakim partnerem będzie wieczny chłopiec? W pułapkę wdzięku wiecznego chłopca wpadnie każdy, także ludzie bardzo rozsądni. W Piotrusiu niezwykle łatwo jest się zakochać, bo ma mnóstwo fantazji. Powita ukochaną w domu, sypiąc pod stopy płatki róż. Na wspólne śniadanie poda szampana i truskawki. Na lunch porwie wybrankę do… Sopotu, żeby zjeść rybę nad brzegiem morza, słuchając szumu fal. Ale nawet przez chwilę nie pomyśli, że może musisz z lunchu wrócić do pracy, żeby nie wpaść w kłopoty… Nie przyjdzie mu też do głowy, by oddać do pralni garnitur, zadbać, by w domu był chleb i kawa na śniadanie. Bo choć początki są czarowne, niedobory, które z czasem dochodzą do głosu, są wszystko sprawia, że kobiety niekiedy podejmują decyzję o rozstaniu, bo mają już serdecznie dość. – Ale z Piotrusiem bardzo, ale to bardzo trudno się rozstać – ostrzega Katarzyna Platowska. – Niezwykle ciężko jest zrezygnować z partnera tak magnetycznego i pobudzającego, że inni przy nim wydają się szarzy, zwyczajni i mało ciekawi. Przeczytaj także: Kryzys wieku średniego u mężczyzn: ile trwa i jak się objawia? [WIDEO] Pomóż dorosnąć osobie z syndromem Piotrusia Pana Czasem łatwiej jest popracować nad wiecznym chłopcem i jego dorastaniem. Psychologowie twierdzą, że jest to możliwe. Choć podkreślają: by zmiana miała trwały charakter, Piotruś sam musi chcieć się zmienić. – Kiedy zobaczy, że zachowując się jak dorosły, też będzie mieć dużo frajdy, zaakceptuje nową rolę – uważa Katarzyna Platowska. – Na początku dla zabawy, ale potem do niej przywyknie. Musisz mu pokazać, kiedy może być Piotrusiem, a kiedy musi się zachować jak dorosły. Będzie miał szansę się zmienić, jeśli ktoś mu uświadomi, jaką drogę musi pokonać, poprowadzi go. Jak? Trzeba z nim pracować jak z dzieckiem. Tłumaczyć, że robimy nie tylko to, na co mamy ochotę, ale czasem to, czego wymaga sytuacja, nawet jeśli nie sprawia nam to przyjemności. Trzeba pokazać mu profity, jakie będzie czerpał ze zmiany postawy. Uwaga: nie wolno starać się zmieniać Piotrusia na siłę! Nie cierpi przymusu i jeśli go zastosujesz, ucieknie. Narzekanie, zrzędzenie, marudzenie, obwinianie – to na niego nie działa. Zamiast narzekać, że coś jest niezrobione, niektóre rzeczy trzeba zrobić razem z nim, krok po kroku. Przyniósł z zakupów zestaw do robienia sushi i pałeczki – bo pomyślał, że fajnie będzie spróbować jedzenia po japońsku? Nie krzycz: "Idź i oddaj te głupie pałeczki, ale za to kup mleko dla dziecka". Pochwal jego pomysł, uciesz się, że przed wami taka wspaniała przygoda. A potem powiedz: "A teraz, kochanie, pójdziemy razem do sklepu i kupimy to, co jest w domu potrzebne". Uzbrój się w cierpliwość, bo nauczenie Piotrusia dorosłych zachowań jest jednak możliwe. Warto cieszyć się tym, co Piotruś daje, jego fantazją, radością życia. Musisz jednak mieć świadomość, z kim masz do czynienia, i podjąć decyzję, czy chcesz takiego życia. Najgorzej jest na początku zachwycić się nim, a potem żądać odpowiedzialności i tak potwornie się rozczarować. Czytaj również: Dorosłe dziecko w domu - oznaka niedojrzałości czy nowy trend? Przyczyny syndromu Piotrusia Pana W normalnych warunkach człowiek nie tylko rośnie, ale też dojrzewa. Otóż to, w normalnych warunkach. Piotruś Pan często nie miał takich warunków w domu rodzinnym. Tak jak Kasia. Jej rodzice zajęci byli własnymi sprawami, karierą. Dawali córce to, co ich zdaniem stanowiło poczucie bezpieczeństwa: nianię, która dbała o czystość w domu i regularne posiłki, korepetytorów pomagających w nauce, zajęcia z angielskiego, by mogła porozumiewać się z ludźmi na całym świecie. Ale nie dawali jej tego, co rodzice dawać powinni: granic, dyscypliny, umiejętności życia. Kochali, ale nie wychowywali. Kasia była wyłączana ze wszystkich obowiązków. Kiedy jej koleżanki pomagały przed świętami matkom piec ciasta, Kasia siedziała w swoim pokoju i słuchała muzyki. Zazdrościła koleżankom, że były w centrum rodzinnych wydarzeń, ale gdy dorosła, rzadko przestępowała próg kuchni. I kiedy niebawem po ślubie mąż Kasi powiedział "ugotujmy obiad", odparła "zrobię kisiel". Gdy zaszła w ciążę, zaczął ją nawiedzać koszmarny sen: dziecko jest głodne, a tu nie ma nic do jedzenia. Dlatego przez dwa lata trzymała synka tylko na piersi. A potem sen się spełnił: mały zaczął się domagać jedzenia i dostał… mrożone truskawki, bo lodówka w domu ziała pustką. Czytaj też: Tinder: co to jest i jak działa ta aplikacja? Osoba z syndromem Piotrusia Pana z reguły była wychuchanym jedynakiem, mogła też być najmłodszym dzieckiem w rodzinie, rozpieszczanym przez wszystkich, lub dzieckiem najstarszym, ale takim, które długo nie miało rodzeństwa. Często matki nie pozwalają dorastać najmłodszemu dziecku z obawy przed samotnością. Piotrusiem ma szanse zostać też dziecko starszych rodziców, długo wyczekiwane, często efekt zagrożonej ciąży. Wtedy rodzice mają tendencje, by nie stawiać mu żadnych wymagań, zapominać o dyscyplinie, odpuszczać obowiązki. A rozpieszczony potomek, któremu nie określono żadnych granic, nie wyrabia w sobie poczucia obowiązku. I nie widzi powodu, by to miało się kiedykolwiek zmienić. – Konfiguracje rodzinne mogą być różne, ale zawsze Piotrusia "tworzą" rodzice – ostrzega psycholog. – A dziecko zawsze bierze z życia to, z czym mu jest wygodnie. Piotrusie z reguły są inteligentni i potrafią doskonale o siebie zadbać. I do końca świata pozostaną beztroscy, jeśli zabraknie bodźca, który sprawi, że zaczną się zmieniać. miesięcznik "Zdrowie"
284 views, 16 likes, 7 loves, 4 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Gabinet Weterynaryjny "Hau-Miau": Marzec w pełni;) Każdy osiedlowy kocur zmienia się w dostojnego kawalera i chce jak
Beatrycze99 EBooki Romanse L Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 173 osób, 111 z nich pobrało i opinie (0)Transkrypt ( 25 z dostępnych 183 stron) STRONA 1STEPHANIE LAURENS JAK USIDLIĆ KAWALERA? Tłumaczyła Anna Bartkowicz STRONA 2ROZDZIAŁ PIERWSZY - Więc przed kim uciekamy? Przed diabłem? - Pytanie, zadane, niewinnym tonem przez stajennego i wiernego giermka, wywołało grymas na twarzy Harry'ego Lestera. - Gorzej, mój drogi Dawlish, gorzej. Przed podstarzałymi swatkami i salonowymi lwicami. Harry nie pofatygował się, żeby zwolnić na zakręcie. Jego siwki, eleganckie i silne, szły naprzód, całkiem zadowolone z tego, że mają w pyskach wędzidła, ciągnąc za sobą kariolkę. Newmarket było już niedaleko. - A poza tym nie uciekamy. To się nazywa strategiczny odwrót. - Naprawdę? No cóż, nie można pana za niego winić. Bo kto by pomyślał, że pan Jack się podda. I to właściwie bez walki. Harry, wiedząc, że Dawlish, siedzący za nim na koźle, nie może zobaczyć jego miny, pozwolił sobie na uśmiech. Wierny sługa towarzyszył mu zawsze i wszędzie od czasu, gdy jako piętnastoletni chłopak stajenny zaopiekował się drugim z kolei synem Lesterów po raz pierwszy posadzonym na grzbiecie kucyka. - Nie martw się, stary zrzędo. Zapewniam cię, że ja nie mam zamiaru ulec wdziękom żadnej kusicielki. - To się łatwo mówi. A jak przyjdzie co do czego, trudno się im oprzeć. Niech pan popatrzy na pana Jacka. - Wolę tego nie robić - uciął Harry. Myśl o tym, że jego starszy o dwa lata brat tak szybko dał się usidlić, odbierała mu pewność siebie i dobry humor. Przed ponad dziesięciu laty rozpoczynali razem światowe życie, a oto teraz został sam. Co prawda, Jack miał mniej powodów od niego, by kwestionować wartość miłości, jednak fakt, że jej uległ bynajmniej nie wbrew swej woli, wyprowadzał Harry'ego z równowagi. Opuścił Londyn z nadzieją, że nie czyni tego na zawsze. Sądził, że, przyczaiwszy się poza stolicą, przeczeka aż do czasu, gdy damy z towarzystwa zapomną o nim, i liczył, że to się stanie przed rozpoczęciem kolejnego sezonu. Nie miał złudzeń co do tego, jaką zdobył sobie reputację - lwa salonowego, hulaki i rozpustnika, wcielonego diabła, przedniego jeźdźca i hodowcy koni, boksera amatora, doskonałego strzelca oraz myśliwego - w sensie dosłownym i przenośnym. Z drugiej strony jednak wiedział, że pieniądze, którymi ostatnio zostali pobłogosławieni zarówno on, jak i jego STRONA 3bracia, Gerald i Jack, sprawią, że wiele grzechów zostanie mu wybaczonych. Dzięki swym wrodzonym talentom i pozycji, którą zapewniało mu urodzenie, spędził ostatnie dziesięć lat przyjemnie, smakując w równym stopniu wina, co wdzięków kobiet. Nie było takiej, która by mu się oparła, ani też takiej, która by zakwestionowała jego rozpustny tryb życia. Teraz jednak, gdy został właścicielem znacznej fortuny, zaczną się ustawiać w kolejce, by to uczynić. Mogą wysilać się do woli - on i tak żadnej nie ulegnie. Prychnął i skupił uwagę na drodze. Przed nimi znajdowało się skrzyżowanie z gościńcem prowadzącym do Cambridge. Konie szły naprzód niestrudzenie, mimo przebytej drogi z Londynu. Wyprzedzili kilka powozów, wiozących przeważnie dżentelmenów, którzy pragnęli, by wyścigi konne w Newmarket rozpoczęły się jak najprędzej. Wokół nich rozciągało się płaskie wrzosowisko, na którym tylko gdzieniegdzie rosły kępy drzew, w oddali majaczyły zagajniki. Do gościńca prowadzącego do Cambridge nie zbliżał się żaden powóz. Harry skierował zaprzęg na bitą drogę. Newmarket i jego wygodną kwatera w hotelu Pod Herbem były oddalone zaledwie o kilka mil. - W lewo! - rozległ się ostrzegawczy okrzyk Dawlisha. Harry zauważył jakiś ruch w kępie przydrożnych drzew. Skierował zaprzęg w lewo, przekładając lejce do lewej dłoni, a prawą sięgnął po pistolet znajdujący się pod siedzeniem. Ściskając go mocno, zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Dawlish, który także trzymał duży kawaleryjski rewolwer, skomentował to następującymi słowy: - W biały dzień na królewskim gościńcu! Co to się dzieje? Dokąd zmierza ten świat? Kariolka pojechała szybko dalej. Harry nie zdziwił się, że mężczyźni przyczajeni między drzewami nie próbowali nawet ich atakować. Byli na koniach, ale mimo to mieliby ogromne trudności z zatrzymaniem rączych siwków. Zanim doliczył do pięciu, pozostali w tyle. Jego uszu dobiegły tylko ich przekleństwa. - A niech mnie - odezwał się Dawlish. - Mieli tam nawet wóz ukryty między drzewami. Muszą być piekielnie pewni łupu. Harry zmarszczył brwi. Przed nimi widniał zakręt drogi. Gdy skręcili, Harry otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Ściągnął lejce z całej siły. Siwki zatrzymały się gwałtownie, a kariolka stanęła w poprzek drogi, kołysząc się przez chwilę na resorach. STRONA 4Z kozła posypały się przekleństwa. Harry nie zwrócił na nie uwagi. Dawlish wciąż znajdował się na koźle, a nie w przydrożnym rowie. Ale widok, jaki przedstawił się ich oczom, był obrazem katastrofy. W poprzek gościńca leżał na boku powóz. Wyglądało na to, że rozpadło się jedno z tylnych kół, wskutek czego ciężki i obciążony mnóstwem bagażu pojazd przewrócił się. Wypadek zdarzył się przed chwilą. Znajdujące się w powietrzu koła wciąż się obracały. Harry zobaczył młodego chłopaka, prawdopodobnie stajennego, który usiłował wyciągnąć z rowu histerycznie zachowującą się dziewczynę. A drugi, starszy człowiek - sądząc po stroju, stangret - pochylał się nad siwowłosą kobietą leżącą na ziemi. Konie zaprzężone do powozu były spłoszone. Harry i Dawlish, bez słowa, zeskoczyli na ziemię i podbiegli, żeby je uspokoić. Zabrało im to dobre pięć minut, po czym Harry zostawił konie w rękach swego stajennego i podszedł do starszej kobiety. Jęczała, leżąc sztywno na ziemi, z zamkniętymi oczami i rękami skrzyżowanymi na płaskiej piersi. - Och, moja kostka! - narzekała słabym głosem, krzywiąc się. - A niech cię, Joshua, rozprawię się z tobą, gdy już stanę na nogi, obiecuję ci to. - Tu syknęła z bólu. - To znaczy, jeżeli kiedykolwiek stanę na nogi - dodała. Do Harry'ego zbliżył się stangret. - Czy w środku ktoś jest? - zapytał go Harry, unosząc pytająco brwi. Na twarzy stangreta odmalowało się przerażenie. - O mój Boże! - zawołała starsza kobieta, siadając. - Nasza pani i panienka Heather! - Spojrzała spłoszona na powóz. - Do diabła z tobą, Joshua! Co ty sobie myślisz?! Zajmujesz się mną, kiedy tam jest nasza pani! Uderzyła go po nogach i popchnęła w stronę powozu. - Tylko bez paniki! Te słowa, wypowiedziane tonem spokojnym i pewnym, dobiegły z wnętrza powozu. - Nam nic nie jest. No, może jesteśmy trochę przestraszone. - Tu dźwięczny, bardzo kobiecy głos przerwał z lekkim wahaniem, a po chwili dodał: - Ale nie możemy się wydostać. Harry z cichym przekleństwem na ustach ruszył w stronę pojazdu, zatrzymując się tylko po to, żeby pozbyć się płaszcza i wrzucić go do kariolki. Podszedłszy do tylnego koła, wspiął się i stojąc na poziomym boku powozu, pochylił się i otworzył drzwiczki. Zajrzał do środka. Aż zamrugał oczami, bo widok, jaki ujrzał, był zachwycający. W snopie światła padającego przez otwarte drzwiczki stała kobieta. Jej uniesiona w górę twarz miała kształt STRONA 5serca. Szerokie czoło okalały włosy zaczesane surowo do tyłu. Kobieta miała wyraziste rysy - prosty nos i pełne, pięknie wykrojone wargi oraz delikatny, choć znamionujący zdecydowanie, podbródek. Jej cera przypominała kość słoniową, miała barwę bezcennych pereł. Wzrok Harry'ego bezwiednie przesunął się z jej policzków na wdzięcznie wygiętą delikatną szyję i spoczął na dojrzałych, pełnych piersiach. Z tego miejsca, gdzie stał, patrząc z góry, Harry widział je dobrze, choć podróżny strój damy nie był w żadnym wypadku nieskromny. Harry poczuł mrowienie w dłoniach. Z głębi karety patrzyły na niego błękitne oczy ocienione długimi czarnymi rzęsami. Przez chwilę Lucinda Babbacombe nie była pewna, czy nie uderzyła się w głowę. Bo skąd mógł wziąć się ten widok wyczarowany z jej najskrytszych marzeń? Oto - wspierając się silnymi nogami o obramowanie drzwiczek karety - stał nad nią mężczyzna wysoki i szczupły o szerokich barach i wąskich biodrach. Złociste włosy prześwietlało słońce. Świeciło z tyłu, więc nie mogła dostrzec rysów twarzy. Odwróciła głowę, jednak zanim to uczyniła, zdążyła dojrzeć jego elegancki strój - doskonale leżący szary surdut i obcisłe ineksprymable w kolorze kości słoniowej, pod którymi rysowały się długie mięśnie ud. Łydki opinały błyszczące cholewy długich butów, a świeża koszula lśniła bielą. Mężczyzna nie miał u pasa łańcuszka od zegarka, a jedyną jego ozdobą była złota szpilka u krawata. Według ogólnie przyjętych poglądów strój taki czynił dżentelmena nieinteresującym. Nieciekawym. Lucinda pomyślała jednak, że ogólnie przyjęte poglądy są w tym wypadku błędne. Mężczyzna poruszył się i wyciągnął ku niej ogromnie elegancką dłoń o długich palcach. - Proszę się chwycić. Wyciągnę panią. Jedno koło się rozpadło. Nie można więc postawić powozu. Głos miał dźwięczny i wymawiał wyrazy, nieco je przeciągając. Lucinda spojrzała na niego zza rzęs. Przyklęknął na jednym kolanie, pochylając się nad otworem drzwiczek. Poruszył niecierpliwie ręką. W złotym sygnecie zabłysnął ciemny szafir. Odpędzając od siebie myśl o tym, że wybawienie może okazać się bardziej niebezpieczne niż sama katastrofa, Lucinda wyciągnęła rękę. Ich dłonie się spotkały. Długie palce mężczyzny objęły jej nadgarstek. Lucinda chwyciła podaną sobie rękę również drugą dłonią i została uniesiona w górę. Wstrzymała oddech. Silne ramię opasało jej kibić. Zdała sobie sprawę, że klęczy w STRONA 6objęciach nieznajomego, dotykając piersiami jego torsu. Jej oczy znajdowały się na poziomie jego ust. Usta te były tak surowe jak jego ubiór - rzeźbione i stanowcze. Szczękę miał wyraźnie zarysowaną, a patrycjuszowski nos świadczył o szlachetności przodków. Puścił jej dłonie. Oparła je o jego tors. Jedno jej biodro przyciskało się do jego biodra, a drugie do umięśnionego uda. Lucindzie zabrakło tchu. Ostrożnie uniosła wzrok i, spojrzawszy nieznajomemu w oczy, zobaczyła morze - spokojne i jasne, chłodne, krystaliczne, bladozielone. Zahipnotyzowana zanurzyła się w tym morzu, jej skórę opływały fale ciepła, umysł poddał się doznaniom. Bezwiednie pochyliła się w jego stronę. Wstrząsnął nią dreszcz. Poczuła, że i on doznaje tego samego, że jego mięśnie drżą, a potem nieruchomieją. - Ostrożnie - powiedział, wstając i podtrzymując ją. Lucinda zastanowiła się, przed jakim niebezpieczeństwem ją ostrzega. Odrywając od niej ręce, Harry starał się nad sobą zapanować. - Będę panią musiał spuścić na ziemię. Spoglądając w dół, Lucinda zdołała tylko kiwnąć głową. Odległość wynosiła ponad sześć stóp. Poczuła, że on, stojąc za nią, porusza się, a potem drgnęła, gdy wsunął dłonie pod jej ramiona. - Proszę nie czynić gwałtownych ruchów ani nie próbować zeskoczyć. Puszczę panią dopiero, gdy będzie już panią trzymał stangret. Joshua czekał na dole. Lucinda skinęła głową. Nie była w stanie wymówić ani słowa. Harry chwycił ją mocno i opuścił. Stangret szybko chwycił ją za nogi. Harry puścił, a jego palce przesunęły się po zewnętrznych stronach jej miękkich piersi. Nie mógł temu zapobiec. Poczuwszy ziemię pod stopami, Lucinda z przyjemnością uświadomiła sobie, że znowu panuje nad własnym umysłem. To, co zakłóciło jej kontrolę nad nim, było, dzięki Bogu, tylko chwilowe. Spojrzała szybko za siebie, by się przekonać, że jej wybawca odwrócił się z zamiarem oddania podobnej przysługi jej pasierbicy. Doszedłszy do wniosku, że siedemnastoletnia Heather będzie prawdopodobnie znacznie mniej podatna na jego czary niż ona sama, Lucinda pozwoliła mu robić, co należy. Rozejrzawszy się naokoło, podeszła do rowu i pochyliwszy się, wymierzyła służącej Amy siarczysty policzek. - Dosyć - powiedziała, jakby chodziło o zagniatanie ciasta. - Chodź teraz i pomóż Agacie. STRONA 7- Tak, proszę pani - odrzekła Amy, wytrzeszczając załzawione oczy. Pociągnęła nosem, posłała łzawy uśmiech stajennemu Simowi i wygrzebała się z rowu. Lucinda szła już w stronę Agaty. - Sim, zajmij się końmi. I usuń z drogi te kamienie. -Wskazała stopą duże odłamki zalegające gościniec. - To na jednym z nich złamało się nasze koło. Musisz też wyjąć bagaże. - Tak, psze pani. Lucinda pochyliła się nad Agatą. - Co ci jest? Mam nadzieję, że nic groźnego. Agata zacisnęła wargi i spojrzała na swoją panią z ukosa. - To tylko kostka, proszę pani. Zaraz będzie mi lepiej. - Rzeczywiście - powiedziała Lucinda. - To dlatego jesteś taka blada? - Nic, nic... ooo - syknęła Agata, przymykając powieki. - Zaraz ci ją opatrzę. Lucinda poleciła Amy podrzeć na pasy halkę i wzięła się do opatrywania nogi swojej pokojówki. Agata przez cały czas spoglądała podejrzliwie w stronę powozu. - Proszę trzymać się mnie, proszę pani. I pilnować panienki. Bo ten pan to zapewne dżentelmen, ale trzeba się go strzec. Lucinda nie miała co do tego wątpliwości, ale nie zamierzała chować się za służącą. Odwróciła się i zobaczyła Heather, która szła w jej kierunku. Orzechowe oczy dziewczyny błyszczały z podniecenia i wyglądało na to, że ich właścicielka wyszła z opresji całkiem bez szwanku. Za nią szedł ich wybawca, krokiem pełnym gracji, przywodzącym na myśl polującego kota. A raczej dużego, silnego drapieżnika. Podszedł bliżej do Lucindy i skłonił się elegancko. - Pozwoli pani, że się przedstawię. Harry Lester, do usług. Wyprostował się, a uprzejmy uśmiech rozjaśnił mu twarz. Lucinda, zafascynowana, popatrzyła na jego usta, a potem ich oczy się spotkały. Odwróciła wzrok. - Dziękuję panu serdecznie za pomoc - pańską własną i pańskiego stajennego. Na jej twarzy pojawił się uśmiech wdzięczności. - Miałyśmy szczęście, że pan właśnie nadjechał. Harry zmarszczył brwi, przypominając sobie rabusiów ukrywających się między drzewami. - Proszę mi pozwolić odwieźć panią i pani... Tu uniósł pytająco brwi, patrząc na młodą dziewczynę. STRONA 8Lucinda uśmiechnęła się. - Pozwolę sobie przedstawić moją pasierbicę, pannę Heather Babbacombe. Heather dygnęła. Harry w odpowiedzi skłonił się lekko. - Mam nadzieję, że pozwoli mi pani odwieźć panie do celu ich podróży. Jechały panie do...? - Newmarket - dokończyła Lucinda. - Dziękuję panu, ale muszę zająć się moimi ludźmi. - Naturalnie - zgodził się, zastanawiając się przy tym, ile ze znanych mu dam martwiłoby się w takich okolicznościach o służbę. - Mój stajenny może zająć się szczegółami. Zna te okolice. - Naprawdę? To dobrze się składa. Zanim Harry się zorientował, ponętna dama pożeglowała w stronę jego sługi jak galeon pod pełnymi żaglami. Królewskim gestem przywołała do siebie stangreta i, zanim Harry zdążył do nich podejść, zaczęła wydawać rozkazy, które miał zamiar wydać on sam. Dawlish popatrzył zaskoczony, z widocznym wyrzutem w oczach. - Czy to sprawi wam jakiekolwiek trudności? - zapytała Lucinda, wyczuwając jego zmieszanie. - Och, nie, proszę pani - odrzekł Dawlish, kłaniając się z szacunkiem. - Żadnych. Znam wszystkich Pod Herbem. - Dobrze - wtrącił się Harry, postanowiwszy odzyskać kontrolę nad sytuacją. - Skoro to zostało ustalone, przypuszczam, że możemy jechać. Podał Lucindzie ramię, a ona, choć na mgnienie oka zmarszczyła brwi, przyjęła je. A potem, odwracając głowę, dostrzegła ostrzegawcze spojrzenie Agaty. - Może powinnam zaczekać, dopóki po Agatę nie przyjedzie wóz. - Nie - zaoponował natychmiast Harry. - Nie chcę pani niepokoić, ale w okolicy widziano rozbójników. Newmarket jest oddalone jedynie o dwie mile. - O! - Lucinda spojrzała mu w oczy, nie ukrywając zaniepokojenia. - O dwie mile? - Jeżeli nie mniej. - Cóż... Lucinda spojrzała w stronę kariolki. Harry, nie czekając dłużej, skinął na Sima. - Załaduj bagaż swojej pani do kariolki - polecił. Odwróciwszy się, napotkał chłodne, wyniosłe spojrzenie błękitnych oczu. Odpowiedział spojrzeniem równie chłodnym, unosząc jedną brew. Lucinda poczuła nagle, że robi jej się gorąco, pomimo zimnego powiewu wiatru STRONA 9zwiastującego nadejście wieczoru. Odwróciła wzrok i popatrzyła na Heather, która zajęta była rozmową z Agatą. - Proszę mi wybaczyć, że śmiem coś doradzać, ale na miejscu pań nie ryzykowałbym pozostawania bez opieki nocą na gościńcu. Lucinda rozważyła szybko obie możliwości, jakie się przed nimi wyłaniały. Obie były równie niebezpieczne. Przechylając z lekka głowę, wybrała tę, która wyglądała na bardziej podniecającą. - No tak, wydaje mi się, że ma pan rację. Sim skończył właśnie ładować bagaże. - Heather? - przywołała pasierbicę Lucinda. Gdy wydawała ostatnie polecenia służącym, Harry podsadził dziewczynę na siedzenie w kariolce. Heather Babbacombe uśmiechnęła się promiennie i podziękowała mu pięknie. Bez wątpienia, pomyślał Harry, ta dziewczyna traktuje mnie jak wuja. Uśmiechnął się nieznacznie, patrząc, jak pani Babbacombe idzie w jego kierunku, rozglądając się po raz ostatni. Była szczupła i wysoka, a w jej pełnej wdzięku postawie było coś, co przywodziło na myśl przymiotnik „matriarchalny". Jakaś pewność siebie przejawiająca się w szczerym spojrzeniu i wyrazie twarzy. Jasnobrązowe włosy z rudawym połyskiem, były, widział to teraz dobrze, zebrane w ścisły koczek na karku. Na moją fortunę, pomyślał, jest to uczesanie zbyt surowe. Palce świerzbiły go, żeby rozczesać te jedwabne sploty i je rozpuścić. A co do jej figury, to z trudem ukrywał podziw. Pani Babbacombe miała bowiem jedną z najbardziej powabnych sylwetek, jakie zdarzyło mu się widzieć w ciągu długich lat. Podeszła bliżej, a on popatrzył na nią pytająco. - Jest pani gotowa? - Dziękuję, tak. Lucinda zawahała się na widok wysokiego stopnia, ale już w następnej chwili poczuła, że jej kibić obejmują silne dłonie i została bez wysiłku podsadzona na siedzenie. Wstrzymała oddech i spotkała niewinne wyczekujące spojrzenie Heather. Nie pokazując po sobie, że jest nieco wzburzona, usadowiła się wygodnie. Nie miała okazji obcować z dżentelmenami pokroju pana Lestera, więc pomyślała, że może takie gesty są czymś normalnym. Jednakże równocześnie miała pewność, że sytuacja, w której się znalazła, nie jest bynajmniej normalna. Jej wybawca zarzucił na szerokie ramiona płaszcz, ozdobiony, jak zauważyła, kilkoma pelerynami, a potem wsiadł do kariolki i ujął w ręce lejce. Naturalnie STRONA 10siedział obok niej. Lucinda z promiennym uśmiechem pomachała na do widzenia Agacie, starając się nie zwracać uwagi na fakt, że twarde udo sąsiada napiera na jej udo i że jej ramię styka się z jego ramieniem. Harry nie przewidział, że w kariolce będzie tak ciasno, a ciasnota ta i jego przyprawiała o zmieszanie. - Czy panie jechały z Cambridge? - zapytał, by rozładować napięcie. - Tak - odrzekła skwapliwie Lucinda. - Mieszkałyśmy tam przez tydzień. Miałyśmy zamiar wyjechać zaraz po lunchu, ale spędziłyśmy godzinkę w ogrodach. Przekonałyśmy się, że są bardzo piękne. Jej akcent był wykwintny i nie zdradzał, z jakich okolic dama pochodzi, czego nie można było tak do końca powiedzieć o akcencie jej pasierbicy. Gdy powóz ruszył, Harry pocieszał się, że przebycie dwóch mil zajmie zaledwie kwadrans, wliczając w to drogę przez miasto. - Ale nie pochodzą panie z tych okolic? - Nie. Pochodzimy z Yorkshire. Choć w tej chwili mogłybyśmy nazwać siebie raczej Cygankami - dodała Lucinda z uśmiechem. - Cygankami? Jak to? Lucinda spojrzała na Heather. - Mój mąż zmarł ponad rok temu. Majątek przeszedł w ręce jego kuzyna, więc zdecydowałyśmy z Heather, że spędzimy roczny okres żałoby na podróżach po kraju. Żadna z nas przedtem nie podróżowała. Harry omal nie jęknął. Ta kobieta jest wdową, piękną wdową, która właśnie zakończyła żałobę, wdową nie związaną z nikim prócz swojej pasierbicy. Próbując usilnie ukryć przed samym sobą zainteresowanie jej osobą, wdzięcznymi kształtami przylegającymi dzięki cokolwiek obfitszej tuszy Heather Babbacombe do jego boku, starał się skupić na jej słowach. Zmarszczył brwi i zapytał: - Gdzie planują panie zatrzymać się w Newmarket? - Pod Herbem - odrzekła Lucinda. - To jest chyba na High Street, prawda? - Tak, rzeczywiście. Harry zacisnął usta. Gospoda Pod Herbem znajdowała się naprzeciwko Klubu Dżokejów. - Czy mają panie zarezerwowane pokoje? - zapytał, po czym dostrzegł zdziwienie na twarzy swojej rozmówczyni. - W tym tygodniu odbywają się wyścigi. STRONA 11- Naprawdę? - Lucinda zmarszczyła brwi. - Czy to oznacza, że w mieście będzie dużo ludzi? - Bardzo dużo. Zjadą się tu wszyscy rozpustnicy i uwodziciele z Londynu, pomyślał, ale nic nie powiedział. Ostatecznie los pani Babbacombe to nie jego sprawa. Z pewnością nie jego. Pani Babbacombe jest wdową i to nawet na dodatek dojrzałą do uwiedzenia, ale wdową cnotliwą - i w tym cały problem. Miał zbyt wiele doświadczenia, by nie być świadomym, że takie wdowy istnieją, a co więcej, wiedział też, że taka właśnie wdowa mogłaby najłatwiej spowodować jego upadek. Pani Babbacombe była piękną wdową, którą jednak pozostawi nietkniętą. Tak pomyślawszy, stłumił pożądanie, które okazało się nieoczekiwanie silne. W oddali pojawiły się pierwsze z rzadka rozsiane domki. Harry skrzywił się. - Czy ma pani kogoś znajomego, u kogo mogłyby się panie zatrzymać? - Nie... ale jestem pewna, że znajdziemy gdzieś kwaterę - powiedziała Lucinda. - Jeżeli nie Pod Herbem, to Pod Zieloną Gęsią. Poczuła, że jej towarzysz aż drgnął na te słowa. Odwróciła się i napotkała jego niedowierzający i niemal przerażony wzrok. - Tylko nie tam! Harry nawet nie starał się ukryć wzburzenia Jego protest został przyjęty ze zmarszczonymi brwiami. - A dlaczego nie? Harry otworzył usta, lecz zabrakło mu słów. - Mniejsza z tym. Po prostu proszę przyjąć do wiadomości, że nie mogą panie mieszkać Pod Zieloną Gęsią. Lucinda była nieprzejednana. - Jeżeli wysadzi nas pan Pod Herbem - powiedziała, podnosząc wysoko głowę - to z pewnością sobie poradzimy. Harry'emu stanął przed oczami obraz podwórza i głównej sali gospody - o tej porze roku pełnych mężczyzn o szerokich barach, eleganckich dżentelmenów bywalców, z których większość dobrze znał. Wyobraził też sobie doskonale, jak się będą uśmiechali na widok wchodzącej pani Babbacombe. - Nie - rzekł stanowczo. Lucinda popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. - Co, na miłość boską chce pan przez to powiedzieć? Harry zacisnął zęby. Choć skupił się na powożeniu i wymijaniu mnóstwa pojazdów STRONA 12tłoczących się na głównej ulicy Newmarket, potrafił zauważyć zdziwione spojrzenia, jakie ścigały kobietę siedzącą u jego boku. Już sam fakt, że z nim przyjechała, że była z nim widziana, sprawił, że koncentrowała się na niej uwaga całego miasta. - Nawet gdyby Pod Herbem były wolne pokoje, w co wątpię, nie jest to miejsce odpowiednie dla pań podczas wyścigów - oznajmił. - Słucham pana? - zapytała zdumiona Lucinda, a potem dodała: - Proszę pana, pan nas wybawił z opresji... jesteśmy za to panu winne wdzięczność. Jednak ja potrafię samodzielnie znaleźć kwaterę w tym mieście. - Bzdury. - Co takiego? - Nie ma pani pojęcia, czym jest to miasto podczas wyścigów, bo gdyby pani je miała, to nie przyjechałaby pani teraz tutaj - powiedział Harry, spoglądając na Lucindę z irytacją. - Do diabła, niech się pani rozejrzy naokoło! Lucinda zauważyła już dużą liczbę mężczyzn przechadzających się po wąskich chodnikach. A także tych, którzy w sportowych powozach i konno poruszali się po ulicach. Wszędzie widziała dżentelmenów. I tylko dżentelmenów. Heather kuliła się na siedzeniu, nie przyzwyczajona do męskich taksujących i uwodzicielskich spojrzeń. - Lucindo...? - powiedziała niepewnie. Lucinda poklepała ją po dłoni. A potem napotkała taksujący wzrok dżentelmena w małym powoziku. Odpowiedziała mu lodowatym spojrzeniem. - Jednakże - powiedziała - jeżeli pan wysadzi nas... Jej słowa zginęły w zgiełku, a Harry w tej samej chwili popędził konie i kariolka potoczyła się szybko naprzód. Lucinda obejrzała się na szyld, który właśnie minęli. - Ależ to gospoda Pod Herbem! - zawołała. - Pan ją minął. Harry kiwnął głową z ponurą miną. Lucinda spiorunowała go wzrokiem. - Proszę się zatrzymać - rozkazała. - Nie mogą panie mieszkać w mieście. - Możemy! - Po moim trupie! Harry, uświadomiwszy sobie, co mówi, zdumiał się. Zamknął oczy. Co się ze mną dzieje? - pomyślał, a potem, otworzywszy oczy, spojrzał ze złością na kobietę siedzącą obok. Zaczynała się czerwienić - z gniewu. Przez moment przez głowę przemknęła mu myśl, że jest ciekaw, jak by wyglądała, gdyby się zarumieniła z pożądania. STRONA 13- Czy pan nas porywa? - zapytała Lucinda tonem osoby mającej ochotę zmordować rozmówcę. Główna ulica miasta się skończyła. Ruch zmalał. Harry popędził konie. Gdy zamilkły już za nimi odgłosy innych kopyt końskich na braku, spojrzał na Lucindę i powiedział: - Proszę to uważać za przymusową repatriację. STRONA 14ROZDZIAŁ DRUGI - Przymusową repatriację? - zapytała zdumiona Lucinda. Harry spiorunował ją wzrokiem. - Miasto podczas wyścigów to nie miejsce dla pani. Lucinda odpowiedziała równie gniewnym spojrzeniem. - To ja decyduję o tym, co jest dla mnie odpowiednim miejscem, panie Lester. Harry patrzył na swoje siwki z nieprzejednanym wyrazem twarzy. Lucinda - prosto przed siebie, marszcząc gniewnie brwi. - Dokąd pan nas wiezie? - zapytała w końcu. - Do mojej ciotki, lady Hallows. Mieszka za miastem. Wiele lat upłynęło od czasu, gdy Lucindzie ktokolwiek rozkazywał. Podniósłszy więc z godnością głowę, dawała do zrozumienia, że i teraz się na to nie zgadza. - Skąd pan wie, że pańska ciotka nie ma właśnie gości? - Jest od wielu lat wdową i prowadzi spokojne życie. Harry skręcił w boczną drogę. - Ma do dyspozycji ogromny dom... i będzie zachwycona, mogąc panią poznać. Lucinda wzruszyła ramionami. - Tego pan nie może wiedzieć. Harry zareagował na te słowa uśmiechem wyższości. Heather, która w chwili, gdy opuścili miasto, odzyskała animusz, uśmiechnęła się do Lucindy. Najwyraźniej wrócił jej dobry humor, a niespodziewana zmiana planów nie wzbudzała obaw. Lucinda, rozdrażniona, patrzyła przed siebie. Podejrzewała, że nie ma sensu protestować, przynajmniej dopóki nie spotkają się z lady Hallows. Do tego czasu nie może zrobić niczego, by odzyskać przewagę, gdyż obecnie należy ona do tego irytującego dżentelmena, który siedzi obok. W jego rękach znajdują się także lejce. Spojrzała z ukosa na te ręce i zobaczyła długie szczupłe palce i piękne dłonie. Zauważyła je już wcześniej. Ku jej przerażeniu, wspomnienie, to wywołało dreszcz. Postarała się go opanować, żeby oni siedząc tak blisko, nic nie poczuł, gdyż wtedy z pewnością domyśliłby się przyczyny. - Hallows Hall. Podniosła wzrok i ujrzała imponującą bramę, przez która wjeżdżało się w cienistą aleję wysadzaną wiązami. Aleja wiła się łagodnie po z lekka nachylonym terenie, by następnie zbiec w dół, odsłaniając piękny widok na faliste trawniki otaczające obrośnięte trzcinami jezioro i duże drzewa w oddali. STRONA 15- Jak tu pięknie! - powiedziała z zachwytem Heather. Domostwo, zbudowane stosunkowo niedawno z kamienia w kolorze miodu, stało na wzgórzu. Na jego ścianach rozpościerała swoje zielone palce winorośl. Naokoło rosło mnóstwo róż, od strony jeziora niosły się głosy kaczek. Gdy Harry zatrzymał kariolkę, na ich spotkanie wyszedł stary sługa. - Spodziewaliśmy się pana w tym tygodniu. Harry uśmiechnął się na to szeroko. - Dobry wieczór, Grimms. Czy ciotka jest w domu? - Tak, proszę pana, tak... I będzie bardzo zadowolona, że pana widzi. Dobry wieczór paniom. Grimms zdjął czapkę przed Lucinda i Heather. Lucinda uśmiechnęła się, zachowując jednak pewien dystans. Hallows Hall przypomniał jej o dawno zapomnianym życiu, jakie wiodła przed śmiercią rodziców. Harry wyskoczył z kariolki, po czym pomógł wysiąść jej i Heather. Drzwi się otworzyły, a w nich pojawiła się chuda kobieta o kanciastych rysach, o dobre dwa cale wyższa od Lucindy. - Harry, mój chłopcze! Spodziewałam się ciebie. A kogo to mi przywiozłeś? Na Lucindę spojrzały ciemnobłękitne oczy, przenikliwe i inteligentne. - Ale o czym to ja myślę? Proszę wejść, proszę, proszę! Ermyntruda, lady Hallows, zaprosiła gości do holu skinieniem ręki. Lucinda przekroczyła próg i natychmiast znalazła się w ciepłym, eleganckim, a zarazem przytulnym wnętrzu. Harry ujął dłoń ciotki i skłonił się nad nią, a potem pocałował ciotkę w policzek. - Jesteś jak zawsze wytworna - powiedział, patrząc na jej suknię w kolorze topazu. Ermyntruda otworzyła szeroko oczy. - Co ja słyszę? Takie puste słowa? Z twoich ust? Harry, zanim wypuścił jej dłoń ze swojej, ścisnął ją ostrzegawczo. - Pozwól, ciociu, że ci przedstawię panią Babbacombe. Tuż za miastem złamało się koło w jej powozie. Chciała zamieszkać w mieście, lecz przekonałem ją, by zmieniła decyzję i zaszczyciła cię swoim towarzystwem. Słowa płynęły gładko z jego ust. Lucinda, dygnąwszy, posłała mu lodowate spojrzenie. - Świetnie! - Ciotka Em rozpromieniła się i uścisnęła dłoń Lucindy. - Moja droga, nie ma pani pojęcia, jak ja się czasami nudzę, siedząc tutaj na wsi. Harry ma rację- nie może pani mieszkać w mieście podczas wyścigów. - Tu jej niebieskie oczy skierowały się na Heather. - STRONA 16A to, kto to jest? Lucinda przedstawiła pasierbicę, a dziewczyna, z radosnym uśmiechem, wykonała głęboki dyg. Em wyciągnęła dłoń i wzięła Heather pod brodę, żeby lepiej przyjrzeć się jej twarzy. - Hm, śliczna. Za rok czy dwa będziesz miała powodzenie - powiedziała, a potem, marszcząc brwi, zaczęła się zastanawiać: -Babbacombe, Babbacombe... Czy nie z tych ze Staffordshire? Lucinda uśmiechnęła się. - Z Yorkshire - wyjaśniła, a gdy gospodyni zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, dodała: - Zanim wyszłam za mąż, nazywałam się Gifford. - Gifford? - Em spojrzała na Lucindę szeroko otwartymi oczami. - Wielkie nieba! Dziecko! Więc pani jest na pewno córką Melrose'a Gifforda. A matką pani była Celia Parkes. Lucinda, zaskoczona, kiwnęła głową i w tejże chwili znalazła się w wonnych objęciach starej damy. - Znałam twego ojca, moja droga! - Em nie posiadała się z radości. - Byłam serdeczną przyjaciółką jego starszej siostry, ale znałam całą rodzinę. Oczywiście po tym skandalu wiadomości o Celii i Melrosie docierały do nas tylko z rządka ale przysłali nam list z zawiadomieniem o twoich narodzinach. - Em zmarszczyła nos. - No cóż, twoi dziadkowie, z obu stron, byli strasznymi uparciuchami. Harry próbował przyswoić sobie tę lawinę informacji. Lucinda, która to zauważyła, zaczęła się zastanawiać, jak on się czuje, dowiedziawszy się, że uratował owoc niegdysiejszego skandalu. - Pomyśl tylko, moja droga - perorowała wciąż podniecona Em - nie przypuszczałam, że cię kiedykolwiek poznam. Niewiele osób oprócz mnie pamięta tę historię. Musisz mi ją opowiedzieć ze szczegółami. - Starsza pani przerwała, żeby zaczerpnąć powietrza. - Fergus wniesie wasze bagaże i pokaże wam pokoje, ale po herbacie. Musicie być spragnione. Kolacja będzie o szóstej, więc nie musimy się spieszyć. Lucinda wraz z Heather zostały wprowadzone do salonu. Na jego progu Lucinda obejrzała się. To samo zrobiła Em. - Nie zostajesz z nami, prawda, Harry? - zapytała. Harry czuł ogromną pokusę, żeby to uczynić. Ale, nie mogąc oderwać wzroku od kobiety stojącej obok jego ciotki, zmusił się do tego, żeby pokręcić przecząco głową. - Nie - odparł i przeniósł spojrzenie na twarz ciotki. - Odwiedzę was któregoś dnia w STRONA 17przyszłym tygodniu. Em pokiwała głową. Wiedziona odruchem Lucinda odwróciła się i przeszła przez hol. Zatrzymała się przed Harrym i spojrzała w jego zielone oczy. - Nie wiem, jak mam panu dziękować za pomoc, panie Lester. Był pan dla nas taki dobry. - Pani - powiedział, ujmując wyciągniętą dłoń i, patrząc Lucindzie w oczy, podniósł tę dłoń do ust - cała przyjemność po mojej strome. - Zapewniam panią - dodał jeszcze - że pani służba będzie wiedziała, gdzie panią znaleźć. Będą wszyscy tutaj, zanim zapadnie noc, jestem tego pewien. Lucinda skłoniła lekko głowę, nie czyniąc żadnego wysiłku, by wycofać dłoń z uścisku jego palców. - Dziękuję panu jeszcze raz. - To drobiazg, droga pani. Być może spotkamy się jeszcze kiedyś... na przykład w sali balowej. Czy mogę mieć nadzieję, że zatańczy pani ze mną wtedy walca? Lucinda z wdziękiem potwierdziła. - Byłby to dla mnie zaszczyt... jeżeli tylko się spotkamy. Przypominając sobie, nieco poniewczasie, że ta kobieta zbytnio go pociąga, Harry postanowił panować nad sobą . Skłonił się, a potem wypuszczając dłoń Lucindy, kiwnął głową w kierunku ciotki. Spojrzawszy po raz ostatni na Lucindę, idąc krokiem pełnym gracji, opuścił hol i wyszedł z domu. - Agata jest ze mną od zawsze - wyjaśniła Lucinda. Była pokojówką mojej matki, kiedy się urodziłam. Amy była służącą w Grange, majątku mojego męża. Wzięłyśmy ją ze sobą, żeby Agata mogła ją wyszkolić na pokojówkę dla Heather. - Na dobrą pokojówkę - wtrąciła Heather. Znajdowały się w jadalni i spożywały wspaniały posiłek przygotowany, jak poinformowała je Em, na ich cześć. Aga ta, Amy i Sim przyjechali godzinę wcześniej eskortowana przez Joshuę, dwukołowym wózkiem konnym pożyczonym z gospody Pod Herbem. Joshua wrócił do Newmarket, żeby dopilnować naprawy powozu. Agata, dostawszy się pod opiekuńcze skrzydła korpulentnej gospodyni, pani Simmons, odpoczywała w pokoiku na poddaszu. Okazało się, że kostkę ma tylko zwichniętą, a nie złamaną. Amy musiała pomóc ubrać się zarówno Lucindzie, jak i Heather, z czego wywiązała się doskonale. Tak w każdym razie sądziła Em, patrząc na obie panie. STRONA 18- Tak więc - powiedziała, wycierając delikatnie usta serwetką i dając znak Fergusowi, że może zabrać wazę z zupą - możesz, moja droga, zacząć od samego początku. Chcę wiedzieć, co się działo z tobą od śmierci rodziców. Szczerość tej prośby sprawiła, że nie była ani trochę niegrzeczna. Lucinda uśmiechnęła się i odłożyła łyżkę. Heather, ku zachwytowi Fergusa, nabierała sobie zupy po raz trzeci. - Jak pani wie, moi dziadkowie nie uznali małżeństwa rodziców, więc nie miałam z nimi żadnego kontaktu. Gdy zdarzył się wypadek, miałam czternaście lat. Na szczęście nasz stary prawnik znalazł adres siostry mojej matki i ona zgodziła się wziąć mnie do siebie. - Niech się zastanowię - powiedziała Em, mrużąc oczy - to musiała być Cora Parkes. Czy tak? Lucinda potwierdziła kiwnięciem głowy. - Majątek rodzinny Parkesów podupadł wkrótce po ślubie moich rodziców. Wycofali się z życia towarzyskiego, a Cora wyszła za pana Ridleya. - Niemożliwe! - Em była wyraźnie zachwycona. - No, no, do jakich to dochodzi upadków z wysokości. Twoja ciotka Cora była jedną z najbardziej nieprzejednanych osób, gdy chodziło o pogodzenie się z twoimi rodzicami. - Em uniosła szczupłe ramiona. - Śmiem twierdzić, że to zemsta losu. Więc mieszkałaś u nich, dopóki nie wyszłaś za mąż? Lucinda zawahała się, a potem kiwnęła głową. Em zauważyła jej wahanie i spojrzała bystro na Heather. To z kolei spostrzegła Lucinda i pospieszyła z wyjaśnieniem: - Ridleyowie nie byli zachwyceni tym, że z nimi mieszkam. Zapewnili mi dom, pragnąc wykorzystać moje talenty i zrobić ze mnie guwernantkę swoich dwóch córek. Zamierzali jak najszybciej wydać mnie za mąż. Em patrzyła na Lucindę przez dłuższą chwilę, a następnie powiedziała: - To mnie nie dziwi. Cora zawsze dbała tylko o własne sprawy. - Gdy miałam szesnaście lat, zaaranżowali małżeństwo z właścicielem młyna, panem Ogleby. Heather podniosła wzrok znad zupy, wzdrygając się z obrzydzeniem. - To był okropny stary ropuch - poinformowała z humorem starą damę. - Na szczęście dowiedział się o tym mój ojciec, bo Lucinda udzielała mi lekcji. I to on ożenił się z Lucinda. Wypowiedziawszy te słowa, Heather wróciła do swojej zupy. Na twarzy Lucindy pojawił się czuły uśmiech. - Rzeczywiście, Charles okazał się moim wybawcą. Dopiero niedawno dowiedziałam STRONA 19się, że przekupił moich krewnych, żeby się ze mną ożenić. On sam nigdy mi o tym nie wspomniał. Em kiwnęła głową z aprobatą. - Miło mi słyszeć, że są w tamtych okolicach dżentelmeni. Tak więc zostałaś panią Babbacombe i zamieszkałaś w... Grange, prawda? - Tak. Heather w końcu zjadła zupę, a Lucinda nabrała sobie karpia, którym poczęstował ją Fergus. - Charles był z pozoru średnio zamożnym dżentelmenem. W rzeczywistości miał sporą liczbę gospód w różnych częściach kraju. Był bardzo bogaty, ale lubił spokojne życie. Gdy się ze mną żenił, miał już prawie pięćdziesiąt lat. Z biegiem czasu nauczył mnie wszystkiego o swoich inwestycjach i o zarządzaniu nimi. Przez kilka lat chorował. Śmierć, gdy przyszła, okazała się dla niego wyzwoleniem. Dzięki zdolności przewidywania sprawił, że potrafiłam wykonywać za niego całą pracę. Lucinda uniosła wzrok i zobaczyła, że ich gospodyni przygląda się jej uważnie. - A kto jest teraz właścicielem tych gospód? - zapytała Em. Lucinda uśmiechnęła się. - My - to znaczy Heather i ja. Majątek Grange dostał się w ręce bratanka Charlesa, Mortimera Babbacombe'a, ale prywatny majątek Charlesa nie był częścią majoratu. Starsza pani oparła się wygodnie i popatrzyła na nią ze szczerym uznaniem. - Więc dlatego przyjechałyście tutaj. Jesteście właścicielkami gospody w Newmarket? Lucinda kiwnęła głową potakująco. - Po otwarciu testamentu Mortimer zażądał, żebyśmy w przeciągu tygodnia opuściły Grange. - Łajdak! - oburzyła się Em. - Jak można tak traktować wdowę pogrążoną w żałobie? - Cóż, z własnej woli zaproponowałam, że opuszczę majątek, kiedy on zechce. Choć nie przypuszczałam, że będzie mu się tak spieszyło. Przedtem nawet nas nie odwiedzał. Heather zachichotała. - Wszystko to wyszło w końcu na dobre - zauważyła. - To prawda - potwierdziła Lucinda, odsuwając talerz. -Nie miałyśmy żadnego mieszkania, więc postanowiłyśmy wynieść się do jednej z naszych gospód, położonej niedaleko Grange gdzie nas nie znano. Gdy się tam znalazłyśmy, zorientowałam się, że gospoda przynosi o wiele większe zyski, niż to wynikało z rachunków. Pan Scrugthorpe był STRONA 20nowym współpracownikiem. Charles zatrudnił go na kilka miesięcy przed swoją śmiercią, po zgonie starego pana Matthewsa. Niestety Charles, przeprowadzając rozmowę z panem Scrugthorpe'em, czuł się bardzo źle, a my z Heather byłyśmy wtedy w mieście. Krótko mówiąc, Scrugthorpe fałszował rachunki. Wezwałam go do siebie i zwolniłam. Lucinda uśmiechnęła się, patrząc w twarz swojej gospodyni. - Później doszłyśmy z Heather do wniosku, że jeżdżenie po kraju od gospody do gospody to doskonały sposób na przeżycie roku żałoby. Charles z pewnością poparłby ten pomysł. Em chrząknęła, a jej chrząknięcie wyrażało uznanie dla rozsądku Charlesa. - Wygląda na to, że twój ojciec, moja panienko, był bardzo zdolnym człowiekiem. - Był kochany. Szczera twarzyczka Heather posmutniała, dziewczyna zamrugała gwałtownie oczami, a potem spuściła wzrok. - Zatrudniłam nowego człowieka do pomocy, pana Mabberly'ego - mówiła dalej Lucinda, odwracając uwagę od smutnego tematu. - Jest młody, ale bardzo dobrze daje sobie radę. - I uwielbia Lucindę - wtrąciła Heather, nakładając sobie drugą porcję deseru. - Tak powinno być - odrzekła Em. - No cóż, panno Gifford, twoi rodzice byliby z ciebie dumni. Niezależna, dobrze radząca sobie kobieta, licząca sobie - ile? Dwadzieścia sześć lat? - Dwadzieścia osiem. Lucinda uśmiechnęła się niepewnie. Były bowiem chwile, takie jak ta, kiedy nagle zastanawiała się, czy życie jej nie omija. - Świetnie, świetnie - chwaliła Em. - Kobieta nie powinna być bezradna. - Spojrzała na talerz Heather, który był wreszcie pusty. - Jeżeli już skończyłaś posiłek - powiedziała - to proponuję, żebyśmy przeszły do salonu. Czy któraś z was gra na fortepianie? Potrafiły grać obie i z chęcią zabawiały swoją gospodynię, grając różne melodie i sonaty - dopóki Heather nie zaczęła ziewać. Lucinda zaproponowała, by poszła spać, co uczyniła, omijając w drzwiach służącego z herbatą. - No cóż, miałyśmy dzień pełen przygód. - Lucinda usiadła wygodniej w fotelu przy kominku z filiżanką herbaty. - Unosząc wzrok, uśmiechnęła się do Em. - Nie wiem, jak pani dziękować, lady Hallows, za to, że przyjęła nas pani pod swój dach. - Nie ma o czym mówić - prychnęła Em. -1 proszę cię, nie tytułuj mnie. Zwracaj się do mnie po imieniu, tak jak to czynią wszyscy w rodzinie. Jesteś córką Melrose'a, więc dla STRONA 21mnie prawie krewną. Lucinda uśmiechnęła się z lekkim wahaniem. - A więc... Em. Od jakiego imienia to jest zdrobnienie? Od Emma? Em zmarszczyła nos. - Ermyntruda. Lucinda z trudem powstrzymała uśmiech. - 0 - powiedziała cicho. - Bracia wymyślali mi bardzo różne zdrobnienia. Jednak gdy na świat zaczęli przychodzić moi bratankowie, postanowiłam, że ma to być Em i tylko Em. - Bardzo rozsądnie. Zapadła cisza. Obie damy rozkoszowały się herbatą. Po chwili milczenie przerwała Lucinda. - Czy masz wielu bratanków? Oczy Em zabłysły pod ciężkimi powiekami. - Jest ich sporo, ale najbardziej musiałam się strzec Harry'ego i jego braci. To były najgorsze urwisy. Lucinda poruszyła się w fotelu. - Harry ma wielu braci? - Tylko dwóch, ale to zupełnie wystarczy. Najstarszy jest Jack - mówiła wesoło Em. - Ma... niech pomyślę... ma teraz trzydzieści sześć lat. Następny jest Harry, o dwa lata młodszy. Potem jest przerwa na ich siostrę Lenorę, która parę lat temu wyszła za Eversleigha i ma dwadzieścia sześć lat, co oznacza, że Gerald ma dwadzieścia cztery. Ich matka zmarła wiele lat temu, ale mój brat żyje. - Em uśmiechnęła się szeroko. - Myślę, że będzie żył co najmniej dopóty, dopóki nie przyjdzie na świat jego wnuk i dziedzic nazwiska. Kłótliwy stary głupiec. - Ten ostatni komentarz wypowiedziany został tonem czułym i serdecznym. - Ja najwięcej miałam do czynienia z chłopcami, a Harry był zawsze moim ulubieńcem. Ma błogosławieństwo aniołów i zarazem diabłów, ale jest dobrym chłopcem. - Tu Em przymrużyła oczy i dodała: - To znaczy dobrym w głębi serca. Podobnie zresztą jak jego bracia. Ostatnio najczęściej widuję jego i Geralda, bo Newmarket jest tak blisko. Harry prowadzi stadninę Lesterów, która - choć mówię to ja, nie znająca się wcale na koniach, bo to taki nudny temat - jest rzeczywiście jedną z najwspanialszych stadnin w kraju. - Naprawdę? Na twarzy Lucindy nie było najmniejszego śladu znudzenia. - Tak. - Em kiwnęła głową. - Harry zwykle przyjeżdża, żeby zobaczyć, jak jego konie STRONA 22sprawują się na torze. Sądzę, że w tym tygodniu zobaczę także Geralda. Na pewno będzie chciał pochwalić się swoim nowym faetonem. Gdy był tu ostatnio, mówił mi, że chce kupić taki powozik. Może sobie na to pozwolić, teraz, gdy rodzina jest tak zasobna. Lucinda spojrzała na Em pytająco. Starsza pani nie czekała, aż sformułuje pytanie. Machając ręką, wyjaśniła: - Lesterowie kiedyś nie mieli pieniędzy... mieli posiadłości, dobre wychowanie, ale gotówki im brakowało. Jednak obecna generacja zainwestowała w zeszłym roku w pewne przedsiębiorstwo transportowe i teraz cała rodzina opływa w dostatki. - O! Lucinda przypomniała sobie natychmiast kosztowny i elegancki strój Harry'ego Lestera. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mógłby być ubrany inaczej. Jego bardzo wyrazisty obraz pojawił się w jej umyśle, żywy, czarowny. Chcąc się go pozbyć, pokręciła głową i stłumiła ziewnięcie. - Obawiam się, że nie stanowię w tej chwili zbyt interesującego towarzystwa, droga lady... to znaczy Em. - Uśmiechnęła się. - Chyba lepiej pójdę w ślady Heather. Starsza pani skinęła głową. - Zobaczymy się więc rano, moja droga Lucinda wyszła, pozostawiając starą damę wpatrzoną w ogień. Dziesięć minut później, leżąc z głową wtuloną w poduszkę, zamknęła oczy, by... ujrzeć pod powiekami obraz Harry'ego Lestera. Powróciły wspomnienia całego dnia, a wśród nich centralne miejsce zajmował właśnie on oraz wszystko to, co się między nimi wydarzyło. Gdy Lucinda przypomniała sobie, jak się rozstawali, zaczęło ją nękać pytanie: Jak by się czuła, tańcząc z nim walca? O milę stamtąd, w gospodzie Pod Herbem, przy narożnym stole siedział elegancko ubrany Harry Lester i lustrował wzrokiem pomieszczenie baru. Kłęby dymu tytoniowego spowijały tłum mężczyzn. Byli tu dżentelmeni i stajenni, doradcy w sprawach wyścigów i bukmacherzy. Wszyscy bardzo zaaferowani, bo na drugi dzień rano miały się odbyć pierwsze gonitwy. Podeszła szynkarka, kołysząc biodrami. Postawiła na stole kufel najprzedniejszego piwa i uśmiechnęła się nieśmiało. Uniosła pytająco brwi, gdy Harry rzucił jej na tacę monetę. Ich oczy się spotkały. Harry uśmiechnął się, ale pokręcił głową Dziewczyna odwróciła się rozczarowana. Harry podniósł do ust pieniące się piwo i upił łyk. Opuścił zaciszną salkę, w której przebywali jedynie wtajemniczeni, gdyż bez przerwy pytano go o tę rozkoszną kobietkę, z którą widziano go po południu. STRONA 23Wyglądało na to, że widziało ich całe Newmarket. No i oczywiście wszyscy jego przyjaciele i znajomi bardzo chcieli dowiedzieć się, jak ta dama ma na imię. I dokąd się udała. Nie dostarczył im żadnej z tych informacji. Powiedział tylko, że dama jest znajomą jego ciotki, a on eskortował ją do domu lady Hallows. To wystarczyło, by większość przestała się damą interesować. Większość wiedziała, kim jest jego ciotka. Harry'ego zmęczyły te wszystkie wykręty, zwłaszcza że sam daremnie próbował zapomnieć o pani Babbacombe. O niej i ojej urodzie. Zły na siebie, usiłował skupić się na piwie oraz na myśleniu o koniach, które zwykle stanowiły dla niego fascynujący temat. - Więc tutaj pan siedzi! Szukałem pana wszędzie. Co pan tutaj robi? Na stojące obok krzesło opadł Dawlish. - Nawet nie pytaj - poradził mu Harry, a potem gdy szynkarka, udając obojętność, podała jego stajennemu kufel, zapytał: - No i jak brzmi wyrok? Dawlish spojrzał na niego ponad krawędzią kufla. - Dziwne - powiedział niewyraźnie. Unosząc brwi ze zdziwienia, Harry popatrzył uważnie na swego wiernego giermka. - Dziwne? Chodziło o to, że Dawlish wraz z Joshuą zaprowadzili do powozu stelmacha. - Wszyscy trzej, ja, Joshua i stelmach, jesteśmy tego samego zdania. - Dawlish postawił kufel i obtarł sobie pianę z warg. - Pomyślałem, że pan to powinien wiedzieć. - Co powinienem wiedzieć? - Że oś tego koła została podpiłowana... przed wypadkiem. Ktoś także majstrował przy szprychach. Harry zmarszczył brwi. - Dlaczego? - Nie wiem, czy pan zauważył, ale na tym odcinku drogi, przez który przejeżdżał powóz, było bardzo dużo kamieni. Gdzie indziej ich nie było, tylko tam. Stangret nie mógł ich wszystkich ominąć. A poza tym one leżały tuż za zakrętem, więc nie mógł ich zobaczyć zawczasu i zatrzymać koni. - Pamiętam te kamienie. Chłopak je usunął, żebym mógł przejechać kariolką. - Tak, powóz nie mógł ich ominąć. Po uderzeniu kołem w taki kamień oś i szprychy musiały popękać. STRONA 24Harry'ego przeniknął zimny dreszcz. Przypomniał sobie pięciu ludzi na koniach oraz wóz ukryty między drzewami. Gdyby to nie był okres wyścigów konnych, na tej drodze o tej porze dnia nie byłoby nikogo. Popatrzył na Dawlisha. A Dawlish na niego. - Zastanawiające, prawda? Harry pokiwał głową z ponurą miną. - Rzeczywiście, zastanawiające - przyznał i nie spodobało mu się bynajmniej to, co przyszło mu teraz do głowy. STRONA 25ROZDZIAŁ TRZECI - W tej chwili przyprowadzę pański zaprzęg, proszę pana. Harry kiwnął głową z roztargnieniem, a Dawlish pospieszył do stajni. Naciągając rękawiczki, Harry stanął przed głównym wejściem do gospody, żeby poczekać na kariolkę. Przed nim rozciągało się podwórze. Panował tutaj ruch i rejwach. Goście udawali się na tory wyścigowe, mając nadzieję, że dzisiaj coś wygrają. Harry skrzywił się. Nie miał zamiaru pójść w ich ślady. Musiał zająć się sprawami pani Babbacombe. Przestał przekonywać sam siebie, że nie powinno go to obchodzić. Po tym, czego dowiedział się wczoraj, czuł się w obowiązku zadbać ojej bezpieczeństwo. Była w końcu gościem jego ciotki. Zamieszkała w Hallows Hall za jego namową. Te dwa fakty bez wątpienia usprawiedliwiały jego zainteresowanie. - Pójdę zobaczyć się z Hamishem, dobrze, proszę pana? Harry odwrócił się i zobaczył Dawlisha. Hamish, jego główny stajenny, miał przyjechać wczoraj z kilkoma czystej krwi końmi wyścigowymi i umieścić je w stajniach obok toru. Harry kiwnął głową. - Sprawdź, czy Thistledown wygoiły się pęciny. Bo jeżeli nie, to nie weźmie udziału w gonitwie. - Dobrze, proszę pana. Czy mam powiedzieć Hamishowi, że pan wkrótce przyjedzie ją zobaczyć? - Nie. - Harry przyjrzał się swoim urękawicznionym dłoniom. - Muszę tym razem polegać wyłącznie na was. Mam inne, pilniejsze sprawy do załatwienia. Dawlish popatrzył na niego podejrzliwie. - Pilniejsze niż sprawa najlepszej klaczy z nadwerężoną pęciną? - prychnął. - Chciałbym wiedzieć, co może być pilniejsze. Harry nie pofatygował się, żeby go oświecić w tym względzie. - Zapewne wpadnę w porze obiadu. Pomyślał, że jego podejrzenia są prawdopodobnie bezpodstawne. To przypadek, że dwie kobiety podróżujące bez eskorty zwróciły uwagę mężczyzn przyczajonych w kępie drzew. - Dopilnuj tego, co ci zleciłem. - Tak, proszę pana - powiedział zniechęconym tonem Dawlish i, spojrzawszy jeszcze raz na swego pana, oddalił się.

()Wówczas redaktorzy z troską pochylają się nad dziwactwami starego kawalera, któremu odbiło na starość. Cóż zrobić, nawet najukochańszy ojciec narodu

Kawalerki mają to do siebie, że nie oferują zbyt wiele przestrzeni mieszkalnej. Ale myliłby się ten, kto uznałby, że w ich przypadku trzeba się pogodzić z niewygodą wywołaną małym metrażem. W dzisiejszych czasach można bowiem wyposażyć mieszkanie w takie meble, które z jednej strony spełniają swoją powinność upiększenia wnętrza, a z drugiej pozwalają ukryć w swoim wnętrzu naprawdę dużo rzeczy. Ten typ stolarki meblowej nazywamy meblami systemowymi i powinniśmy zwrócić na nie szczególną uwagę, gdy mamy do zagospodarowania ograniczoną przestrzeń. Świetnie rozwiązania do małych mieszkań W kawalerce bardzo ważna jest kuchnia. Zwykle nie ma na nią zbyt dużo miejsca, więc trzeba stawiać na jak najpraktyczniejsze rozwiązania. Dlatego wybierając meble do kuchni, powinniśmy się upewnić, że poza walorem estetycznym dają możliwość przechowywania dużej ilości sprzętów na stosunkowo małej przestrzeni. Jest to wyjątkowo ważne wtedy, gdy lubimy gotowanie, ponieważ na pewno będziemy chcieli wyposażyć naszą kuchnię we wszelkie niezbędne przyrządy. Przechodząc do salonu też musimy mieć na względzie ograniczony metraż. Dlatego mebel wypoczynkowy w typie sofy powinien być w miarę możliwości kompaktowy. Warto tutaj postawić na sofę dwuosobową, która w zupełności wystarczy dla nas, a także przyda się, kiedy odwiedzi nas druga połówka lub jakiś znajomy. Spory wybór tego typu mebli znajdziemy na stronie gdzie zaopatrzymy się również w wiele innych rozwiązań dla małych mieszkań. YK2CVMw. 400 42 54 5 391 488 19 457 108

jak usidlić starego kawalera